czwartek, 17 października 2013

Rozdział 24

16 września 2013 (godz.16:00)
Rozprawa sądowa zakończyła się pozytywnym wynikiem, jak dla mnie i moich przyjaciół. Wrogowie otrzymali zakaz zbliżania się do mnie i kilka lat do odsiadki. Bardzo mnie ten fakt ucieszył. Ale to nie koniec. Robert, Kevin i Marco za pomoc policji i szlachetną postawę otrzymali ... po czekoladzie. No ale lepszy rydz niż nic.
Dobrze, że ten rozdział jest już zamknięty. Tylko... koniec jednego rozdziału świadczy o początku nowego. Miałam tylko nadzieję, że lepszego, pozytywniejszego. O miłości i szczęściu... ale przecież realistycznie rzecz ujmując było to niemożliwe. W końcu miałam zostawić to cudowne miasto na minimum trzy dni. Nie dość, że rzadko widywałabym Marco ze względu na mecze i treningi to na dodatek moja praca. Sama zastanawiałam się, czy chcę tam pracować.
Właśnie wyszłam z sądu czując jak w pasie obejmuje mnie  Reus. 
-To może pójdziemy to uczcić? -spytał Robert trzymając Anię za rękę
-Dobry pomysł -przyznała Daga.
Mieliśmy zamiar iść już w stronę miasta, ale usłyszeliśmy wołanie. W jednakowym czasie wszyscy obróciliśmy się w tył i ujrzeliśmy Nicolę.
-Aga.! Zaczekaj.!-biegła w naszą stronę
Nasza paczka wymieniła pytające spojrzenia, po czym kilka par oczu spoczęło na mojej osobie. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
Zdyszana dziewczyna zaraz po dobiegnięciu złapała mnie za rękę.
-Dzięki, bo gdyby nie ty...nie wiem, czy bym wyszła z tego żywa- wyznała, po czym spojrzała na Kevina.- Ogólnie, gdyby nie wy.
Kątem oka spojrzałam na Dagmarę. Chyba widziała to samo co ja. W oczach Nicol było coś... jakby niby wdzięczność, ale ... nie wiem. Jak spoglądała na Grosskreutz'a miała maślane oczy.
-Może już pójdziemy ? -spytała Malicka
-Tak, idźcie... jeszcze raz dzięki za wszystko -wyznała koleżanka i pobiegła z powrotem do rodziców.
Wolnym tempem kierowaliśmy się w stronę restauracji znajdującej się naprzeciw sądu.
-Co ty, Daguś? Zazdrosna? -spytał obrońca Borussii przyciągając dziewczynę do siebie
-Widziałaś jak ona na ciebie patrzała? Myślałam, że zje ciebie wzrokiem.
-E tam... na trybunach są ładniejsze -machnął ręką mój chłopak, po czym dostał ode mnie kuksańca w brzuch.
-No bo polki -zaśmiał się Lewy i na policzku Ani złożył pocałunek.
-Ooo... słodziaki -powiedziałam równo z przyjaciółką.
-Nie... ty jesteś słodka -Marco zatrzymał się i objął w talii spoglądając mi w oczy. -Jak miód od pszczółki Emmy.! -chciał mnie pocałować, ale wybuchłam śmiechem podobnie jak pozostali -Powiedziałem coś nie tak? -spytał również śmiejąc się
-Wszystko okey -pocałowałam go.
Reszta drogi do restauracji minęła ''śmiechowo''. A gdy już doszliśmy zajęliśmy miejsce w rogu sali i zamówiliśmy sześć wód z cytryną.
Restauracja nie była tania, stąd też pewnie wynikały pustki, które tu panowały. Sam lokal też nie był przytulny. Niektóre ściany były wyłożone cegłówkami, a inne pomalowane na szaro. Siedzieliśmy przy drewnianym stole, na którym leżały serwetki i świeczka, która powoli gasała. Uwielbiałam te małe świecidełka. Niby zwykła świeczka, ale jakby spojrzeć pod innym kątem świetnie odbija nasze życie. My się rodzimy, a ją ktoś zapala, my chorujemy, ona gaśnie, czasem ją ktoś podpali z powrotem, nas wyleczy, my się przyjaźnimy, ona wędruje z rąk do rąk, my umieramy, ona gaśnie. Wszystko ma taką kolej rzeczy. Wszystko co jest w około stanie się kiedyś bezużyteczne i stare.
-Dziewczyny mamy coś dla was -powiedział Kevin siedzący naprzeciw Dagi.
-Tak ? Niech zgadnę bilety na mecz? -wypaliłam z szerokim uśmiechem
-Pf... i po całej zabawie -posmutniał Marco.
-Ale serio?! Bilety na mecz? -nie dowierzałam -Na wasz mecz?! Na meczyk moich Borussen.?! -aż łzy zakręciły się w moich oczach
Cieszyłam się jak dziecko, ale co się dziwić? W końcu pójście na mecz BVB było moim marzeniem, życiowym celem, które miałam na wyciągnięcie ręki. To niesamowite uczucie. Można by powiedzieć, czułam, że bez najmniejszego problemu mogę góry przenosić.
Wstałam i przytuliłam Grosskreutz'a najmocniej jak potrafiłam.
-Dziękuję. Jesteś wielki. Kocham cię brat- wyznałam.
-Ale... ja mam bilet Dagi, twój ma Marco -wyszczerzył się.
Matko.! No każdy w takiej sytuacji by chciał zniknąć pod ziemią.
-Y... Marco? -odwróciłam się w jego stronę
Wstał i popatrzał na mnie. Zrobiłam mały krok ku jego osobie i dzieliły nas tylko milimetry.
-Masz mi coś do powiedzenia ?  -zagadnął
-Oj Marcuś no... no skarbie... Ej, czekaj.! Dlaczego ty spełniasz moje marzenia , co? -spytałam poważnie
-Takie nowe hobby -pocałował mnie w polik chowając mi coś do kieszeni spodni.
-Ej.! Rączki przy sobie.! -gwałtownie chwyciłam go za nadgarstek
-Bilecik też ? -spytał
-Ah...
-Coś za coś -uśmiechnął się.
Miałam zamiar go pocałować, ale Kevin na to nie pozwolił...
-Ile wy się jeszcze będziecie tak całować?
-Hahaha...pobijamy rekord Guinessa -wyznał Reus.
-Uu... to może my też ? -spojrzał znacząco na Malicką, która tylko pokręciła ze śmiechem głową
Ignorując ich, pocałowałam Marco. Gdy już skończyliśmy puścił mi oczko i wręczył mi bilet. Wtedy.! Wtedy właśnie trzymałam w ręku najcenniejszą rzecz na świecie - Bilet na mecz Borussia Dortmund - Napoli.Początkowo chciałam skakać ze szczęścia, ale szybko się ocknęłam.
-Marco... ja nie mogę tego przyjąć- wyciągnęłam karteczkę w jego stronę.
-Daj spokój, moja ty księżniczko - po tych słowach mimowolnie na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Z powrotem zajęliśmy swoje miejsca i po chwili kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Wypiliśmy napój co chwila wymieniając niezbyt interesujące dialogi.

############################## 
Godzinę później (oczami Agnieszki)
 Postanowiliśmy, że się rozejdziemy. Robert z Anią poszli do siebie, Daga z Kevinem do niego, a ja z miałam udać się do mojego chłopaka wraz z nim.
Siedzieliśmy w samochodzie. Panowała niezręczna cisza. Wątpię, czy któreś z nas myślało o tamtym wydarzeniu. Sądziłam, że on, podobnie jak ja, myślał o wczorajszym dniu, o tej nieszczęsnej przeszłości. Musiałam z nim na ten temat poważnie porozmawiać, bo obawiałam się, że nic już między nami nie będzie jak było. A przecież nie mogłam do tego dopuścić...
-Marco, możemy pogadać? -spytałam cicho kiedy skręcaliśmy na skrzyżowaniu
Spojrzał na mnie kątem oka, jakby wiedział o czym chcę porozmawiać. Z jego twarzy wynikała nutka niepewności i obawy. Oparłam rękę o szybę i podparłam głowę spoglądając na drogę. On nie powiedział ani słowa. W gronie przyjaciół potrafiłam o tym zapomnieć, ale w jego towarzystwie nie. Chyba po prostu za bardzo mi na nim zależało.
-Marco, ja tak dłużej nie mogę. Mówiłeś, że wszystko okey, a teraz co ?! -wkurzyłam się nie rozumiejąc jego zachowania
-Dziwisz mi się? -zapytał szeptem, jednak później mówił już nieco podwyższonym tonem- Jak ty byś się czuła gdybym to ja zaledwie ponad rok temu wyszedł z więzienia ?
Słyszałam określenie, że pewne słowo może ukuć w serce. Jakoś nigdy tego nie poczułam, olewałam to stwierdzenie myśląc, że jest głupie i bezsensowne. Ale... w tamtym momencie to zabolało. Słowa bolą bardziej niż czyny, a takie to już w ogóle. Myślałam - Zrozumiał, jak dobrze. Uświadamiałam sobie - Jest idealny. Jednak nie oszukujmy się, to były kłamstwa. Rozumiałam, że mógł być nieco poddenerwowany tą sytuacją, zatem to nie należało do jego alibi. Takie słowa to przegięcie.
W oczach zakręciły mi się łzy. Dlaczego wszyscy muszą tak ranić. ? Jakby nie mogli po prostu puść na kompromis i o wszystkim zapomnieć. To naprawdę takie trudne ?
Podjechaliśmy pod jego dom. Żadne z nas nie wyszło z auta. Siedzieliśmy patrząc bezsensu na szybę. Po moim policzku poleciała łza.
-Bądź szczery -szepnęłam bojąc się odpowiedzi.
-Boję się tobie zaufać - wyznał.
Moje oczy wylały kolejne, duże krople wody.
Opuściłam Mercedesa trzaskając drzwiami. Pobiegłam szybkim tempem w stronę mojego, tymczasowego domu ocierając co chwila policzki. W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę i mocno trzyma. Przetarłam oczy i ujrzałam Jonasa. Czułam na sobie jego, pytający wzrok. W odpowiedzi pokiwałam przecząco głową, a on mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ramiona. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie przez chwilę, że on to Reus. Ale to nie to samo. Nie da się zastąpić chłopaka, dobrym kolegą.
-Ciekawe co na to Marco... -usłyszałam ten triumfujący głos Mario.
W mgnieniu oka opuściłam Jonasa na krok i spojrzałam Gotze'mu w oczy.
-Pieprz się.! Mam twoje komentarze i ciebie gdzieś.! I tą pracę w tym porąbanym Monachium też.! Rozumiesz!? I daruj sobie te złośliwe gatki, bo nic tym nie osiągniesz.
Właściwie nie wiem dlaczego to powiedziałam. Byłam wkurzona, a jak już Jonas mnie uspokoił, to Mario musiał to wszystko zepsuć.
-Wyprowadzę cię z równowagi i podenerwuje -odpowiedział swobodnie spoglądając w moje ślepia.
-Denerwuj proszę bardzo.! Droga wolna -dodałam wkurzającym, miłym tonem. -Ciekawe czy przyjdziesz na mój pogrzeb jak wyprowadzisz mnie z równowagi tak na maxa.
-Ej, spokojnie -stanął między nami gracz BVB.
-To ty wiesz? -wychylił się zza niego Gotze.
-Ale co...? -zapytałam ale głos mi się urwał
Było już wszystko jasne. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Przesadził.! Bardzo przesadził.! Jak on mógł.
-Ty porąbany idioto.! -chciałam się na niego rzucić, jednak Jonas na to nie pozwolił
-Aga, spokojnie. A tak w ogóle to o co chodzi.? -czekał na wyjaśnienia trzymając moje nadgarstki
-Mario napisał list.! Nic w nim nie było prawda.? -spojrzałam na Gotze- Wiedziałeś , że wymięknę i wyznam coś, czego nie powinnam. Ty Bawarska szujo.! Nie wybaczę ci tego nigdy.!
Osłupiony Hofmann pozwolił mi odbiec. Tak też zrobiłam. Biegłam najszybciej jak potrafiłam nie patrząc na otoczenie.  Rozmyślałam zaś o tym co zrobił Mario. Rozumiem, ze od początku nie darzył mnie sympatiom, ale żeby robić coś aż tak głupiego.?! Przez tego idiotę pokłóciłam się z Marco... Jednak po chwili zorientowałam się , że Gotze nie zawinił aż tyle. Więcej winy jest tylko i wyłącznie po mojej stronie. Mojej głupocie i braku wylewności. Byłam na siebie wściekła.

############################## 
  Ten sam czas (oczami Kevina)
Siedziałem sobie w moim salonie, wraz z Dagmarą. Była dla mnie wszystkim. Czułem, ze to ta jedyna. Mógłbym patrzeć w jej oczy, przypominające gwiazdy, całą wieczność, dopóki żyję i rok później. Siedzieliśmy zapatrzeni w siebie sącząc sok pomarańczowy.
-Oj, zaczekaj -usłyszałem wibracje telefonu, a Daga wyciągnęła z kieszeni swoją komórkę. -Zastrzeżony ? -spytała retorycznie
-Odbierz.
-Nie... a jak ktoś sobie żarty robi ?
-Najwyżej, ale może to coś ważnego. Lepiej odebrać żart niż nie odebrać wcale i myśleć później kto to dzwonił.
-Jesteś pewien ?
-Chcesz to ja odbiorę - obdarowałem ją uśmiechem.
-Okey, dziękuję -pocałowała mnie w policzek i wręczyła mi telefon.
Odebrałam i przyłożyłem telefon do ucha. Moja dziewczyna nachylała się usiłując podsłuchać rozmowę.
-Dzień dobry, dzwonię ze szpitala przy ulicy Luisenstraße w Dortmundzie. Czy rozmawiam z panią Dagmarą Mali...ską?
Pośpiesznie oddałem telefon właścicielce. Przeczuwałem co to mogło oznaczać. Coś stało się albo jej rodzinie, albo Agnieszce. Nie chciałem ani jednego ani drugiego.
-Tak, tak, to ja. Coś się stało ?
-...
-Co?! Jak to ?! Nie.! Nie może.! Już jadę proszę czekać.!
Była cała roztrzęsiona, a sok wypadł z jej rąk. Wstała i mało co nie upadła tracąc równowagę. Pośpiesznie ją objąłem.
-Jedziemy -postanowiłem.
Chwilę później ja i Malicka byliśmy już w drodze do szpitala.
-To komu, co się stało ? -pytałem zniecierpliwiony
-Jest w śpiączce... Może ... bo... nie budzi się.!
Rzuciłem jej krótkie spojrzenie. Była cała roztrzęsiona. Obawiałem się, że lekarze będą musieli dać jej coś na uspokojenie. Denerwowało mnie tylko jedno - nadal nie wiedziałem z kim jest tak źle.
Zaparkowałem pod szpitalem. Szybko wysiedliśmy z wozu i pobiegliśmy w stronę wejścia. Ledwo wszedłem, a moja dziewczyna już rozmawiała z jakiś doktorem.
-Kevin, chodź.! -machnęła do mnie ręką i pobiegła
Zorganizowaliśmy sobie szpitalny maraton, bo biegaliśmy po całym budynku  jak opętani. Na jednym z piętr moja dziewczyna zwolniła. W końcu weszła do jakieś sali, a ja za nią...
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Więc zostawiam Was w takim oto momencie ;) tylko proszę nie wyprzedzajcie moich myśli ;D Ale odważę się zapytać : Jak myślicie w szpitalu będzie Agnieszka, czy może mama Dagi ? O.o Liczę na komentarze i dzięki, że jesteście, bo komenty pod tamtym rozdziałem były po prostu biste .! :D
A i wybaczcie, że tak krótko ... ale czasu brak , a chciałam dodać ;P
Next jakoś za dwa tygodnie. ;) dowalę dłuuuugi rozdział :D
A i wybaczcie , że Mario ma tak złą postać, ale to później może się zmienić . :D 
BUZIAKI MIŚKI ;*




4 komentarze:

  1. Wow ... brak słów ;p Cud miód i malina xd :*
    Myślę jednak, że to była Agnieszka .. :c Najważniejsze, żeby dobrze się to wszystko skończyło ;)
    Wróciłam ze szkoły a tu kolejny rozdział - uszczęśliwiłaś mnie :*
    Fajnie tak zacząć weekend :D
    Przesyłam pozdrowienia^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział *.* Dużo się dzieje, co zachęca do dalszego czytania ; ) Pozdrawiam i czekam na kolejny ; *

    OdpowiedzUsuń
  3. Zła postać Mario jest właśnie mega, mega pociągająca i intrygująca ! :D A co do rozdziału, to już na początku było tak fajnie, tak kolorowo i zabawnie, jeszcze ten tekst z pszczółką, a potem koniec sielanki, oj mieszasz, mieszasz, i bardzo dobrze że mieszasz ! Wciągasz totalnie czytalnika, i to z linijki na linijkę, więc chwała Ci za to :D Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, i w sumie też myślę, że to Agnieszka... ale to tak ps : D Pozdrawiam : *

    OdpowiedzUsuń
  4. no więc , pomysł dobry , ale z urwaniem akcji to przesadziłaś .;/ Tak mogę robić tylko ja .;( Ale niech ci już będzie , czasami możesz ode mnie zgapić .;)
    HUEHUEHUEHEU , Mam nadzieję, że komentarz się podoba , a prawdziwa miłość bohaterki dopiero sie pojawi ;)

    PS. Smacznej herbatki (którą możesz zrobić ... też poproszę ) .;) ^^

    OdpowiedzUsuń