sobota, 26 października 2013

Rozdział 25.

Wszedłem do sali z moją dziewczyną i nie wierzyłem w to co wtedy zobaczyłem. Na jednym z czterech łóżek leżała Agnieszka. Poczułem jak moje nogi są niczym wata, a serce wymięka. Dość dziwne określenia, ale gdy widzisz swoją przyjaciółkę nieprzytomną z kilkoma bandażami na ciele nie wiesz co masz robić. Dagę jednak przejęła ta druga kobieta leżąca na łóżku obok. Była przytomna. Wyglądała na oko jakoś z 40/50 lat.
-Mamo ... ? -wydusiła Dagmara siadając na krawędzi szpitalnego łóżka i złapała opatuloną bandażem, dłoń swojej matki
-To, to twoja mama ? -tylko tyle zdołałem powiedzieć
Kobieta spojrzała na mnie, po czym kiwnęła głową w stronę Agi.
-Mi nic nie jest. Jakaś rana na czole i skręcony nadgarstek, za to jej...Wybaczcie mi proszę... Ona szła tak szybko, nie widziałam jej i potrąciłam.
-Co?! -oburzyła się Malicka -Mamo jak mogłaś ? -zaczęła szlochać- Ona ma tak ciężkie życie, a ty jej to jeszcze bardziej utrudniasz. Mamo... -odeszła z jej łóżka tonąc w łzach i podeszła do Agi.
Zrobiłem to samo. Usiadłem na drugiej krawędzi łóżka przyjaciółki i delikatnie położyłem dłoń na jej ramieniu. Popłakałem się. Strasznie jest widzieć przyjaciółkę w takim stanie.
-Aga, nie możesz -mówiła moja dziewczyna z pretensjami do nieprzytomnej.- Wiem, że mnie słyszysz. Aguś proszę... Obudź się. Obiecuję, że już zawsze będę przy tobie. Ja i Kevin. Tylko proszę obudź się...
To było straszne. Nie da się tego inaczej opisać. Wiele razy ktoś mówi, że ma pecha, ale Majewska miała go ponad wszystko.
Moja dziewczyna wtuliła się w Agnieszkę i szeptała jej coś do ucha. Nie chciałem im przeszkadzać. Chciałem ''porozmawiać'' z nią sam na sam, nie przy kimś i pewnie Dagmara tak samo.
-Zaraz wrócę -poinformowałem i wyszedłem na korytarz.
Usiadłem na krześle naprzeciw drzwi. Widok miałem właśnie na tą salę. Wyciągnąłem telefon ze spodni i wybrałem numer Marco. Kto jak kto, ale on powinien o tym wiedzieć.
-Halo ? -usłyszałem głos przyjaciela
-Marco, przyjedź do szpitala.
Nie chciałem mu jeszcze mówić, by nie był zbyt poddenerwowany.
-Coś ci się stało ?
-Nie, nie mi, ale przyjedź.
-Agnieszka jest w szpitalu ?! -spytał
-Może. Przyjedź jak najszybciej.
-Kevin...  ja się z nią pokłóciłem -wyznał z żalem.
-Ty idioto...
-Wiem. Ale co ty być zrobił gdyby Daga...-nie dałem mu dokończyć.
-To było dawno.! Rozumiesz?! DAWNO .! Każdy zasługuje na drugą szansę.
-Może masz racje...
-Ja ją mam.! Przyjeżdżaj tu jak najszybciej. Do zobaczenia -podałem mu adres i rozłączyłem się.
Zauważyłem, że do sali wchodzi lekarz. Wszedłem zaraz za nim.
-Witam. Pani zapewne jest Dagmara Maliska?
-Malicka -poprawiła go.
-Tak, właśnie. Pani matka zostanie dziś u nas na obserwację. Jutro już będzie mogła wyjść.
-A co z Agą ? -spytałem
-Tak... stan pani Agnieszki jest nieco gorszy. Pani Majewska jest w śpiączce ... -nie dokończył, bo moja dziewczyna zabrała głos.
-Jak długo to potrwa?
-Śpiączka trwa od paru godzin po kilka tygodni. Po miesiącu następuje tak zwana śmierć mózgu -wyjaśnił.
-A czy jest szansa, że u Agi właśnie tak się stanie?
-Y... no. Powiem krótko. Jej życie będzie zależało od najbliższych kilkudziesięciu dni. Narazie szanse naszym zdaniem są nikłe, ale nie takie cuda miały miejsce.
-Zaraz.! -ocknęła się moja dziewczyna, po czym obróciła w stronę matki -Mamo, ciocia Renata była w śpiączce, ale... ona po przebudzeniu nas nie pamiętała -wybuchła płaczem i podeszła tuląc się do mnie. 
-Panie doktorze, to prawda? -zapytałem
-Tak. Możliwe, że pacjent po przebudzeniu będzie miał problemy z mową, chodzeniem, bądź pamięcią. Śpiączka tak naprawdę jest dla nas zagadką.
-A da się coś zrobić by się obudziła ? -zapytałem
-Niech państwo z nią rozmawiają, niekiedy to pomaga -uśmiechnął się lekko i wyszedł.
Dziewczyna wtulona we mnie szlochała jeszcze bardziej.
-Co się...Aga?! Co to ma znaczyć.?! Czemu jest nie przytomna.!? - pytał zdenerwowany Reus -Cholera.! To przecież moja wina.! -ukrył twarz w dłoniach
Po chwili do pomieszczenia wbiegł także Gotze. Zrobił wielkie oczy po czym złapał się za głowę. 
-Kur*a mać.!
Podszedł do swojego największego przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu. Ja i Daga uważnie się im przyglądaliśmy.
-Marco, wybacz... To moja wina. Gdybym wtedy z Jonasem ją powstrzymali, zatrzymali... może by nie pobiegła. Dobrze mówiła.!
-Mario o czym ty mówisz? -spytał mój kolega z klubu
-Byłem z Jonasem się przejść. Zauważyliśmy Agę jak płakała. Hofmann ją przytulił i próbował ją uspokoić. Ale oczywiście musiałem się wtrącić i wyprowadzić ją z równowagi. A wiecie co powiedziała jak się sprzeczaliśmy ? Ciekawe czy przyjdziesz na mój pogrzeb jak wyprowadzisz mnie z równowagi tak na maxa.
-Mówiliście, że wszystko okey .! -oburzył się
-No bo... Marco robiliśmy to dla ciebie. Nie chcieliśmy byś się na nas gniewał.
-I dzięki waszym dziecinnym sprzeczką Aga jest w szpitalu.!
-Mówiłeś, że nie wiesz czy chcesz z nią być.! Że boisz się jej zaufać -przypomniał mu coś.
Zmarszczyłem brwi. Takie słowa nie były w stylu Reus'a i nie wyobrażałem sobie by taką wypowiedź  mógł skierować w stronę swojej ukochanej.
-Ale to nie zmienia faktu, że mi na niej zależy.
-Uspokójcie się.! -zażądała starsza Malicka -Ona to wszystko słyszy -wskazała na naszą przyjaciółkę.
-Mogę zostać z nią sam ? -spytał Mario
-Dobry pomysł chłopcze. Przejdę się do toalety -wstała z łóżka, a ja z jej córką pomogliśmy jej dość do drzwi.
Daga poszła ze swoją mamą do toalety, a ja wraz z Marco zostaliśmy na korytarzu. Było tam tylko jedno krzesło, więc ustąpiłem miejsca pomocnikowi tutejszego klubu , a sam spocząłem przy zamkniętych drzwiach od sali Agi.
Całkiem niechcący słyszałem wszystkie słowa wypowiadane przez Mario.
-Aga, przepraszam. Wybacz mi, że byłem tak nie miły i za wszelką cenę chciałem odsunąć cię od Marco. Wiem, było to głupie i właściwie sam nie wiem dlaczego to robiłem... -urwał po chwili szlochając. -Wtedy jak mówiłaś o tym pogrzebie... o swoim pogrzebie... nie wiedziałem, że mówisz poważnie. Wiesz, miałaś rację, że będę miał wyrzuty sumienia. Znasz mnie lepiej niż ja sam siebie -zaśmiał się przez płacz. -Ale, Aga, bo ty nie możesz. Ten no... musisz się obudzić. Marco cię kocha i napewno żałuje słów, które powiedział. Mogę ci to zapewnić bo rozmawialiśmy zaraz po waszej kłótni. To tyle -usłyszałem jeden krótki krok. -Jednak nie. Chciałbym ci coś wyjaśnić. Nie będę dużo mówił, bo Marco pewnie chce z tobą jeszcze porozmawiać, ale powiem kilka ważnych słów. Gdybym miał opisać swoje życie jednym kolorem, napewno byłby to żółty- głos mu się załamał i po chwili musiałem odsunąć się od drzwi.
-Nie wierzę. Gotze płacze -próbował nas rozweselić Reus.
-Jak stamtąd wrócisz też będziesz płakał -zapewnił go.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Właściwie to sam nie wiem dlaczego chciałem podsłuchiwać to co mówił mój kumpel do poszkodowanej. Może ponownie zacząłem się o nią martwić. ? W końcu Marco obiecał, że jej nie skrzywdzi, a tym czasem gdyby zachował się tak jak powinien nie doszłoby do wypadku.
Kumpel wszedł do sali, a ja usiadłem pod drzwiami. Mario przysiadł się do mnie. Rzuciłem mu pytające spojrzenie. 
-No co ? Też jestem ciekaw.
W odpowiedzi kiwnąłem głową. Po chwili do naszych uszu doszedł zachrypnięty głos Marco.
-Aguś, wiesz, że cię kocham .? Sam nie wiem co mi wtedy odbiło. Nie zasługuję na jakiekolwiek wybaczenie. Przesadziłem. Obiecałem, że ciebie nie skrzywdzę, zawaliłem. Mówią - winny się tłumaczy. I ja mógłbym tłumaczyć swoje zachowanie w nieskończoność błagając cię o wybaczenie, ale ja po prostu na nie nie zasługuję. Powinnaś być z kimś innym, kimś kto na to zasługuje... -pociągnął nosem. - Nie musimy się nawet widywać, zniknę z twojego życia nie ryzykując tym, że kiedykolwiek jeszcze cię zranię, tylko proszę obudź się. Zrób to dla Kevina, Dagi i ...Mario. Wiesz, on chyba żałuje tego jak cię traktował. Bez powodu by w końcu nie płakał... Nie wiem co jeszcze powiedzieć. Więc.... może pójdę. Proszę obudź się -chyba ją pocałował.
Usłyszeliśmy kroki, dlatego szybkim tempem odsunęliśmy się od drzwi i pozwoliliśmy Marco swobodnie wyjść. Zrobił krok na korytarz i dziwnie się kiwnął łapiąc pospiesznie futrynę drzwi. W obawach przed omdleniem kumpla wraz z Gotze go podtrzymaliśmy.
-Wszystko okey ? -spytałem
-Pójdę po lekarza - powiedział Mario gotów wyruszyć na poszukiwania.
-Nie trzeba. Po prostu ...dajcie mi tylko wody.
Posadziliśmy go na krześle i Mario pobiegł do szpitalnego sklepiku po coś do picia. Ja stałem przy przyjacielu i uważnie czuwałem, by nie zemdlał. Nawet nie wiem kiedy przyszły Malickie.
-Gdzie Mario ? Co jest Marco ? -zasypała mnie pytaniami ta młodsza
-Wszystko okey. Mario poszedł po picie -wyjaśniłem.
Kiwnęła głową i weszła do sali. Położyła rodzicielkę do łóżka i spoczęła na kanapie naprzeciw łóżek szpitalnych. Położyła się i płakała.
-Masz -gracz Bayern'u wręczył mi wodę, a ja podałem ją dalej.
-Masz Marco, napij się. Może wyjdziemy na dwór ? -zapytałem
-Kevin, wyluzuj. To nie ja jestem w śpiączce -wziął łyk H2O po czym po jego policzkach spłynęły łzy.
Wypadek nie miał kiedy się zdarzyć ? Musiał akurat dziś ? Jutro rano wylatujemy do Napoli. Jak mieliśmy wygrać mecz skoro nasz największy as był zrozpaczony ? Nasze partnerki na trybunach Stadio San Paolo miały dać nam kompa, być prywatną motywacją na trybunach. A tymczasem obydwie zostaną w Dortmundzie na sali szpitalnej.
Wszedłem do pomieszczenia. Moja dziewczyna, zarówno jak jej matka, spała. Pomyślałem, że to idealna sytuacja by porozmawiać z Agnieszką. Poinformowałem kumpli o tym co zamierzam i poprosiłem by jeszcze chwilę posiedzieli na korytarzu. Zamknąłem drzwi i najciszej jak potrafiłem zbliżyłem się do łóżka przyjaciółki. Ujrzałem stołek, więc podsunąłem go i usiadłem trzymając dłoń nieprzytomnej.
-Aga... wiesz jak to boli ? Wiesz jak jest patrzeć na przyjaciółkę, która jest w śpiączce i nie wiadomo czy w ogóle się wybudzi ? -momentalnie do oczu napłynęły mi łzy - Nie możesz nam tego zrobić. Nie wyobrażam sobie życia bez takiej przyjaciółki jak ty.. I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się w pociągu -uśmiechnąłem się przez łzy, które spływały po policzkach.- Jesteś dla mnie ważna. I... i wybacz... Obawiałem się, że twój związek z Marco nie będzie idealny. Powinienem coś z tym zrobić, ostrzec cię. Co kolwiek. Powinienem być przy tobie częściej. A ja idiota -wybuchłem płaczem. -Zaniedbałem naszą przyjaźń dla Dagi. Pewnie się cieszyłaś, że z nią jestem. Ja cieszyłem się, że jesteś z Marco...ale gdyby nie nasze poznanie nie było by tego wszystkiego. Ciebie poznałem pierwszą i nasza przyjaźń zawsze będzie na pierwszym miejscu -zaśmiałem się płacząc. -Będzie nawet nad Borussią ...
############################## 
17. września 2013r. 
Cała nasza trójka w ponurym nastroju wsiadła do samolotu. Tak trójka, Mario też leci na nasz mecz. Grał w Bayern'ie, ale sercem zawsze był z nami. Ze swoją Borussią. Jego odejście do Monachium nie sprawiło, że na zawsze wymazał z pamięci kumpli i przywiązanie do klubu. W każdej wolnej chwili przyjeżdżał do nas. Szkoda, że Agnieszka nie była w stanie tego pojąć. Gotze wyznał nam, że żałuje zachowania co do polki i bierze na siebie odpowiedzialność za wypadek. Marco mu wybaczył, bo na tym polega prawdziwa przyjaźń. Początkowo się wkurzył, normalne, ale określenie, że ktoś jest dla nas jak rodzeństwo świadczy o tym, że potrafimy sobie wybaczyć nawet największe błędy. I Reus właśnie tak zrobił. Ja też wybaczyłem. Sam byłem zdziwiony, ale w takiej sytuacji nie ma się co kłócić, bo to nie przywróci Adze zdrowia. Jednak wydawało mi się, że młody Bawarczyk nie chce nam czegoś powiedzieć. Nie miałem co liczyć na to, że mi to powie, bo o wiele bliżej był z Marco, więc to on dowiedziałby się pierwszy.
Cała drużyna wiedziała, że koleżanka od dobrych babeczek jest w szpitalu. Niektórzy się nawet tym przejęli, zwłaszcza Nuri z Tugbą i Omerkiem, Jonas, Mats i Mittchel wraz z Schmelzerem. Non stop wypytywali o szczegóły jej pobytu w szpitalu. Także pocieszali mnie, Marco i Mario, to było bezcenne. Nasza drużyna jest jak jedna wielka rodzina, która wspiera się wzajemnie w trudnych sytuacjach.
Zająłem swoje miejsce w samolocie między Jonasem,a Romanem.
-Kevin, Daga została z Agą ? -spytał Hofmann
-Tak. Wczoraj nawet chciała zostać na noc w szpitalu, ale jej mama na to nie pozwoliła zapewniając ją, że jakby co zadzwoni. Najgorsze jest tylko, że dziś pani Zofia wychodzi i martwię się, czy Daga nie będzie się zaniedbywać, ponieważ całymi dniami będzie przy Adze. Wiesz jak to bywa... jeszcze się zagłodzi, czy coś, przestanie spać... Martwię się podwójnie.
-Potrójnie powinieneś -powiedział Weiderfeller. -Spójrz na Marco. Jest praktycznie wyłączony.
-Fakt, jak tylko będziemy w hotelu będę musiał z nim porozmawiać -przyznałem mu rację.
-Szczerze to ja mu się nie dziwię -przyznał gracz z siódemką na plecach. -Jakbym powiedział coś takiego, a później moja ukochana miałby wypadek nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
-Szkoda, że tak to się potoczyło -westchnął bramkarz. -Fajna z niej dziewczyna, przykro by było gdyby... Co ja gadam?! Dzielna jest. Da radę- podnosił na duchu siebie i mnie.
Takie słowa były w tamtym momencie niezbędne.
-Tak, racja. Wrażliwa, ale potrafi być ostra -wyznał młodszy z lekkim uśmiechem.
-Oj Jonas, Jonas... -poklepałem go po ramieniu.
-Wiecie co? Mam plan -rozpromienił się. -Po powrocie do Dortmundu zrobimy tak...
############################## 
17. września 2013r. (godz.21:00)
Pokój w hotelu dzieliłem z Hummels'em. Teraz w końcu był czas na rozpakowanie swoich rzeczy. Byliśmy po treningu, kolacji i prysznicu. Niektórym osobom humor dopisywał choć widać było, że są trochę podłamani. Może nie wszyscy znali ją tak dobrze, ale wiedzieli jedną, najważniejszą rzecz - Aga to jeden z najbardziej zagorzałych kibiców BVB. Tyle wystarczało. Fan to fan i każdy się liczył, bo wszyscy Borussen to jedna rodzina.
-Rozpakowaliście się ? -do pokoju wszedł Marco
-Ja tak, a Kevinowi coś opornie idzie - odpowiedział Mats.
Westchnąłem i wyciągnąłem z torby laptopa kładąc go na moim łóżku. Przyjaciel nachylił się do mojej walizki.
-Dużo ci nie zostało. Zdążysz to zrobić później, a teraz chodź. Musimy porozmawiać.
-Czytasz w moich myślach ? -spytałem -Też chciałem z tobą pogadać.
-Dobra. Bierz laptopa i chodź -śpieszył się.
-Po co ... ? -nie dał mi dokończyć
-Zobaczysz, chodź.
Spytałem pytająco na obrońcę Borussii, a ten sam chyba nie orientował się o co chodzi. Chwyciłem, więc laptopa i wraz z Marco poszedłem do jego pokoju, który dzielił z Mario. Zastałem tam właśnie jego oraz Jonasa.
-To powiesz mi o co chodzi ? -niecierpliwiłem się
-Usiądź na łóżku i włącz laptopa - poradził i wraz z Gotze zajęli miejsca obok mnie.
Przewróciłem oczami i zrobiłem to co mi kazał.
-I co teraz ? -doczekiwałem
-Słuchaj, gadałem z ...
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
No i jest :D
Boshesz jak ja się cieszę, że mam wenę i pomysły na następne rozdziały :) Ale to tylko i wyłącznie dzięki Wam ;** KOCHAM WAS <3.! Wasze komentarze po prostu mnie uszczęśliwiają i motywują do dalszego pisania. Czasem nawet uśmiecham się do laptopa. Dziękuję Wam za to.! ;* 
A co do bloga... Mario nie powiedział nic o tym , że on napisał list. Myślicie, że powie ? Czy może los się zemści i przypadkiem się wyda ? Czekam na Wasze opinie i krytyki.
PoZdRaWiAm ;*


czwartek, 17 października 2013

Rozdział 24

16 września 2013 (godz.16:00)
Rozprawa sądowa zakończyła się pozytywnym wynikiem, jak dla mnie i moich przyjaciół. Wrogowie otrzymali zakaz zbliżania się do mnie i kilka lat do odsiadki. Bardzo mnie ten fakt ucieszył. Ale to nie koniec. Robert, Kevin i Marco za pomoc policji i szlachetną postawę otrzymali ... po czekoladzie. No ale lepszy rydz niż nic.
Dobrze, że ten rozdział jest już zamknięty. Tylko... koniec jednego rozdziału świadczy o początku nowego. Miałam tylko nadzieję, że lepszego, pozytywniejszego. O miłości i szczęściu... ale przecież realistycznie rzecz ujmując było to niemożliwe. W końcu miałam zostawić to cudowne miasto na minimum trzy dni. Nie dość, że rzadko widywałabym Marco ze względu na mecze i treningi to na dodatek moja praca. Sama zastanawiałam się, czy chcę tam pracować.
Właśnie wyszłam z sądu czując jak w pasie obejmuje mnie  Reus. 
-To może pójdziemy to uczcić? -spytał Robert trzymając Anię za rękę
-Dobry pomysł -przyznała Daga.
Mieliśmy zamiar iść już w stronę miasta, ale usłyszeliśmy wołanie. W jednakowym czasie wszyscy obróciliśmy się w tył i ujrzeliśmy Nicolę.
-Aga.! Zaczekaj.!-biegła w naszą stronę
Nasza paczka wymieniła pytające spojrzenia, po czym kilka par oczu spoczęło na mojej osobie. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
Zdyszana dziewczyna zaraz po dobiegnięciu złapała mnie za rękę.
-Dzięki, bo gdyby nie ty...nie wiem, czy bym wyszła z tego żywa- wyznała, po czym spojrzała na Kevina.- Ogólnie, gdyby nie wy.
Kątem oka spojrzałam na Dagmarę. Chyba widziała to samo co ja. W oczach Nicol było coś... jakby niby wdzięczność, ale ... nie wiem. Jak spoglądała na Grosskreutz'a miała maślane oczy.
-Może już pójdziemy ? -spytała Malicka
-Tak, idźcie... jeszcze raz dzięki za wszystko -wyznała koleżanka i pobiegła z powrotem do rodziców.
Wolnym tempem kierowaliśmy się w stronę restauracji znajdującej się naprzeciw sądu.
-Co ty, Daguś? Zazdrosna? -spytał obrońca Borussii przyciągając dziewczynę do siebie
-Widziałaś jak ona na ciebie patrzała? Myślałam, że zje ciebie wzrokiem.
-E tam... na trybunach są ładniejsze -machnął ręką mój chłopak, po czym dostał ode mnie kuksańca w brzuch.
-No bo polki -zaśmiał się Lewy i na policzku Ani złożył pocałunek.
-Ooo... słodziaki -powiedziałam równo z przyjaciółką.
-Nie... ty jesteś słodka -Marco zatrzymał się i objął w talii spoglądając mi w oczy. -Jak miód od pszczółki Emmy.! -chciał mnie pocałować, ale wybuchłam śmiechem podobnie jak pozostali -Powiedziałem coś nie tak? -spytał również śmiejąc się
-Wszystko okey -pocałowałam go.
Reszta drogi do restauracji minęła ''śmiechowo''. A gdy już doszliśmy zajęliśmy miejsce w rogu sali i zamówiliśmy sześć wód z cytryną.
Restauracja nie była tania, stąd też pewnie wynikały pustki, które tu panowały. Sam lokal też nie był przytulny. Niektóre ściany były wyłożone cegłówkami, a inne pomalowane na szaro. Siedzieliśmy przy drewnianym stole, na którym leżały serwetki i świeczka, która powoli gasała. Uwielbiałam te małe świecidełka. Niby zwykła świeczka, ale jakby spojrzeć pod innym kątem świetnie odbija nasze życie. My się rodzimy, a ją ktoś zapala, my chorujemy, ona gaśnie, czasem ją ktoś podpali z powrotem, nas wyleczy, my się przyjaźnimy, ona wędruje z rąk do rąk, my umieramy, ona gaśnie. Wszystko ma taką kolej rzeczy. Wszystko co jest w około stanie się kiedyś bezużyteczne i stare.
-Dziewczyny mamy coś dla was -powiedział Kevin siedzący naprzeciw Dagi.
-Tak ? Niech zgadnę bilety na mecz? -wypaliłam z szerokim uśmiechem
-Pf... i po całej zabawie -posmutniał Marco.
-Ale serio?! Bilety na mecz? -nie dowierzałam -Na wasz mecz?! Na meczyk moich Borussen.?! -aż łzy zakręciły się w moich oczach
Cieszyłam się jak dziecko, ale co się dziwić? W końcu pójście na mecz BVB było moim marzeniem, życiowym celem, które miałam na wyciągnięcie ręki. To niesamowite uczucie. Można by powiedzieć, czułam, że bez najmniejszego problemu mogę góry przenosić.
Wstałam i przytuliłam Grosskreutz'a najmocniej jak potrafiłam.
-Dziękuję. Jesteś wielki. Kocham cię brat- wyznałam.
-Ale... ja mam bilet Dagi, twój ma Marco -wyszczerzył się.
Matko.! No każdy w takiej sytuacji by chciał zniknąć pod ziemią.
-Y... Marco? -odwróciłam się w jego stronę
Wstał i popatrzał na mnie. Zrobiłam mały krok ku jego osobie i dzieliły nas tylko milimetry.
-Masz mi coś do powiedzenia ?  -zagadnął
-Oj Marcuś no... no skarbie... Ej, czekaj.! Dlaczego ty spełniasz moje marzenia , co? -spytałam poważnie
-Takie nowe hobby -pocałował mnie w polik chowając mi coś do kieszeni spodni.
-Ej.! Rączki przy sobie.! -gwałtownie chwyciłam go za nadgarstek
-Bilecik też ? -spytał
-Ah...
-Coś za coś -uśmiechnął się.
Miałam zamiar go pocałować, ale Kevin na to nie pozwolił...
-Ile wy się jeszcze będziecie tak całować?
-Hahaha...pobijamy rekord Guinessa -wyznał Reus.
-Uu... to może my też ? -spojrzał znacząco na Malicką, która tylko pokręciła ze śmiechem głową
Ignorując ich, pocałowałam Marco. Gdy już skończyliśmy puścił mi oczko i wręczył mi bilet. Wtedy.! Wtedy właśnie trzymałam w ręku najcenniejszą rzecz na świecie - Bilet na mecz Borussia Dortmund - Napoli.Początkowo chciałam skakać ze szczęścia, ale szybko się ocknęłam.
-Marco... ja nie mogę tego przyjąć- wyciągnęłam karteczkę w jego stronę.
-Daj spokój, moja ty księżniczko - po tych słowach mimowolnie na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Z powrotem zajęliśmy swoje miejsca i po chwili kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Wypiliśmy napój co chwila wymieniając niezbyt interesujące dialogi.

############################## 
Godzinę później (oczami Agnieszki)
 Postanowiliśmy, że się rozejdziemy. Robert z Anią poszli do siebie, Daga z Kevinem do niego, a ja z miałam udać się do mojego chłopaka wraz z nim.
Siedzieliśmy w samochodzie. Panowała niezręczna cisza. Wątpię, czy któreś z nas myślało o tamtym wydarzeniu. Sądziłam, że on, podobnie jak ja, myślał o wczorajszym dniu, o tej nieszczęsnej przeszłości. Musiałam z nim na ten temat poważnie porozmawiać, bo obawiałam się, że nic już między nami nie będzie jak było. A przecież nie mogłam do tego dopuścić...
-Marco, możemy pogadać? -spytałam cicho kiedy skręcaliśmy na skrzyżowaniu
Spojrzał na mnie kątem oka, jakby wiedział o czym chcę porozmawiać. Z jego twarzy wynikała nutka niepewności i obawy. Oparłam rękę o szybę i podparłam głowę spoglądając na drogę. On nie powiedział ani słowa. W gronie przyjaciół potrafiłam o tym zapomnieć, ale w jego towarzystwie nie. Chyba po prostu za bardzo mi na nim zależało.
-Marco, ja tak dłużej nie mogę. Mówiłeś, że wszystko okey, a teraz co ?! -wkurzyłam się nie rozumiejąc jego zachowania
-Dziwisz mi się? -zapytał szeptem, jednak później mówił już nieco podwyższonym tonem- Jak ty byś się czuła gdybym to ja zaledwie ponad rok temu wyszedł z więzienia ?
Słyszałam określenie, że pewne słowo może ukuć w serce. Jakoś nigdy tego nie poczułam, olewałam to stwierdzenie myśląc, że jest głupie i bezsensowne. Ale... w tamtym momencie to zabolało. Słowa bolą bardziej niż czyny, a takie to już w ogóle. Myślałam - Zrozumiał, jak dobrze. Uświadamiałam sobie - Jest idealny. Jednak nie oszukujmy się, to były kłamstwa. Rozumiałam, że mógł być nieco poddenerwowany tą sytuacją, zatem to nie należało do jego alibi. Takie słowa to przegięcie.
W oczach zakręciły mi się łzy. Dlaczego wszyscy muszą tak ranić. ? Jakby nie mogli po prostu puść na kompromis i o wszystkim zapomnieć. To naprawdę takie trudne ?
Podjechaliśmy pod jego dom. Żadne z nas nie wyszło z auta. Siedzieliśmy patrząc bezsensu na szybę. Po moim policzku poleciała łza.
-Bądź szczery -szepnęłam bojąc się odpowiedzi.
-Boję się tobie zaufać - wyznał.
Moje oczy wylały kolejne, duże krople wody.
Opuściłam Mercedesa trzaskając drzwiami. Pobiegłam szybkim tempem w stronę mojego, tymczasowego domu ocierając co chwila policzki. W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę i mocno trzyma. Przetarłam oczy i ujrzałam Jonasa. Czułam na sobie jego, pytający wzrok. W odpowiedzi pokiwałam przecząco głową, a on mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ramiona. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie przez chwilę, że on to Reus. Ale to nie to samo. Nie da się zastąpić chłopaka, dobrym kolegą.
-Ciekawe co na to Marco... -usłyszałam ten triumfujący głos Mario.
W mgnieniu oka opuściłam Jonasa na krok i spojrzałam Gotze'mu w oczy.
-Pieprz się.! Mam twoje komentarze i ciebie gdzieś.! I tą pracę w tym porąbanym Monachium też.! Rozumiesz!? I daruj sobie te złośliwe gatki, bo nic tym nie osiągniesz.
Właściwie nie wiem dlaczego to powiedziałam. Byłam wkurzona, a jak już Jonas mnie uspokoił, to Mario musiał to wszystko zepsuć.
-Wyprowadzę cię z równowagi i podenerwuje -odpowiedział swobodnie spoglądając w moje ślepia.
-Denerwuj proszę bardzo.! Droga wolna -dodałam wkurzającym, miłym tonem. -Ciekawe czy przyjdziesz na mój pogrzeb jak wyprowadzisz mnie z równowagi tak na maxa.
-Ej, spokojnie -stanął między nami gracz BVB.
-To ty wiesz? -wychylił się zza niego Gotze.
-Ale co...? -zapytałam ale głos mi się urwał
Było już wszystko jasne. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Przesadził.! Bardzo przesadził.! Jak on mógł.
-Ty porąbany idioto.! -chciałam się na niego rzucić, jednak Jonas na to nie pozwolił
-Aga, spokojnie. A tak w ogóle to o co chodzi.? -czekał na wyjaśnienia trzymając moje nadgarstki
-Mario napisał list.! Nic w nim nie było prawda.? -spojrzałam na Gotze- Wiedziałeś , że wymięknę i wyznam coś, czego nie powinnam. Ty Bawarska szujo.! Nie wybaczę ci tego nigdy.!
Osłupiony Hofmann pozwolił mi odbiec. Tak też zrobiłam. Biegłam najszybciej jak potrafiłam nie patrząc na otoczenie.  Rozmyślałam zaś o tym co zrobił Mario. Rozumiem, ze od początku nie darzył mnie sympatiom, ale żeby robić coś aż tak głupiego.?! Przez tego idiotę pokłóciłam się z Marco... Jednak po chwili zorientowałam się , że Gotze nie zawinił aż tyle. Więcej winy jest tylko i wyłącznie po mojej stronie. Mojej głupocie i braku wylewności. Byłam na siebie wściekła.

############################## 
  Ten sam czas (oczami Kevina)
Siedziałem sobie w moim salonie, wraz z Dagmarą. Była dla mnie wszystkim. Czułem, ze to ta jedyna. Mógłbym patrzeć w jej oczy, przypominające gwiazdy, całą wieczność, dopóki żyję i rok później. Siedzieliśmy zapatrzeni w siebie sącząc sok pomarańczowy.
-Oj, zaczekaj -usłyszałem wibracje telefonu, a Daga wyciągnęła z kieszeni swoją komórkę. -Zastrzeżony ? -spytała retorycznie
-Odbierz.
-Nie... a jak ktoś sobie żarty robi ?
-Najwyżej, ale może to coś ważnego. Lepiej odebrać żart niż nie odebrać wcale i myśleć później kto to dzwonił.
-Jesteś pewien ?
-Chcesz to ja odbiorę - obdarowałem ją uśmiechem.
-Okey, dziękuję -pocałowała mnie w policzek i wręczyła mi telefon.
Odebrałam i przyłożyłem telefon do ucha. Moja dziewczyna nachylała się usiłując podsłuchać rozmowę.
-Dzień dobry, dzwonię ze szpitala przy ulicy Luisenstraße w Dortmundzie. Czy rozmawiam z panią Dagmarą Mali...ską?
Pośpiesznie oddałem telefon właścicielce. Przeczuwałem co to mogło oznaczać. Coś stało się albo jej rodzinie, albo Agnieszce. Nie chciałem ani jednego ani drugiego.
-Tak, tak, to ja. Coś się stało ?
-...
-Co?! Jak to ?! Nie.! Nie może.! Już jadę proszę czekać.!
Była cała roztrzęsiona, a sok wypadł z jej rąk. Wstała i mało co nie upadła tracąc równowagę. Pośpiesznie ją objąłem.
-Jedziemy -postanowiłem.
Chwilę później ja i Malicka byliśmy już w drodze do szpitala.
-To komu, co się stało ? -pytałem zniecierpliwiony
-Jest w śpiączce... Może ... bo... nie budzi się.!
Rzuciłem jej krótkie spojrzenie. Była cała roztrzęsiona. Obawiałem się, że lekarze będą musieli dać jej coś na uspokojenie. Denerwowało mnie tylko jedno - nadal nie wiedziałem z kim jest tak źle.
Zaparkowałem pod szpitalem. Szybko wysiedliśmy z wozu i pobiegliśmy w stronę wejścia. Ledwo wszedłem, a moja dziewczyna już rozmawiała z jakiś doktorem.
-Kevin, chodź.! -machnęła do mnie ręką i pobiegła
Zorganizowaliśmy sobie szpitalny maraton, bo biegaliśmy po całym budynku  jak opętani. Na jednym z piętr moja dziewczyna zwolniła. W końcu weszła do jakieś sali, a ja za nią...
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Więc zostawiam Was w takim oto momencie ;) tylko proszę nie wyprzedzajcie moich myśli ;D Ale odważę się zapytać : Jak myślicie w szpitalu będzie Agnieszka, czy może mama Dagi ? O.o Liczę na komentarze i dzięki, że jesteście, bo komenty pod tamtym rozdziałem były po prostu biste .! :D
A i wybaczcie, że tak krótko ... ale czasu brak , a chciałam dodać ;P
Next jakoś za dwa tygodnie. ;) dowalę dłuuuugi rozdział :D
A i wybaczcie , że Mario ma tak złą postać, ale to później może się zmienić . :D 
BUZIAKI MIŚKI ;*




sobota, 12 października 2013

Rozdział 23

Momentalnie zrobiło mi się słabo. Obawa przed tym, że mój chłopak i mój wróg mogą dowiedzieć się całej prawdy nie pozwalała mi normalnie myśleć. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała im, a przynajmniej Marco i Kevinowi, powiedzieć, ale nie teraz. Czekałam na odpowiedni moment. Nie oszukujmy się, takich momentów było dużo, to ja tchórzyłam. Każdy z nas ma jakiś sekret, związany z przeszłością, który za wszelką cenę chce wymazać z pamięci. Jakiś popełniony błąd, o którym usiłujemy zapomnieć oszukując samych siebie. To wróci i namiesza w życiu. Zawsze tak jest, że przeszłość ma wpływ na przyszłość. Los kocha się mścić, podobno jak nie wykorzystane sytuacje kiedy była okazja do wyznania. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dlaczego nie możemy zaplanować życia? Albo przynajmniej dlaczego nie możemy cofnąć czasu lub wymazać ze wspomnień swoich i innych ludzi błędów, których tak bardzo żałujemy?
-Aga.! O co chodzi? Co to za napis na kopercie ,,Prawda o Agnieszce Majewskiej''? -pytał Mario.
Kątem oka spojrzałam na kopertę, którą trzymał w ręku. Napis był z literek powycinanych z gazet. Ponownie poczułam jak w moim życiu wita kryminał. Jutro miałam rozprawę dotyczącą porwania, a dziś myślę czy zgłosić na policję drugie zgłoszenie o naruszeniu prywatności. Przecież to było chore.!
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Ukryłam twarz w dłoniach.
-Bo to... ja nie chciałam... niechcący... - próbowałam złożyć jakieś normalne zdanie, ale nie wychodziło mi.
Mój głos drżał podobnie jak ja. Po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula. To była Daga, poznałam po perfumach. Zawsze była przy mnie. Wzloty, upadki, codzienność... bez względu na to , zawsze mogłam na nią liczyć. Była moim aniołem stróżem, na którym w żaden sposób nie można było się zawieść.
-Trzeba im powiedzieć -szepnęła mi do ucha.
Przytuliłam ją i utopiłam twarz w jej ramieniu płacząc jeszcze bardziej zadawając sobie jedno pytanie. : Dlaczego właśnie ja muszę mieć tak skomplikowane życie? Pierw sierociniec, śmierć przyjaciółki w gimnazjum, śmierć cioci niedawno, porwanie i to... Ale to było dawno, więc po co komu wiedzieć co było kiedyś? W końcu człowiek powinien żyć teraźniejszością, a nie tym co było...
-Mogę ? -usłyszałam głos Marco
-Tak, ja zadzwonię do szefa, że Aga źle się poczuła -powiedziała przyjaciółka. -Choć Mario, pomożesz mi.
Puściłam ją i skuliłam się, jakbym myślała, że będę niewidzialna. Rękoma zakryłam głowę i próbowałam opanować emocje. Poczułam jak Reus mnie przytula. Momentalnie poczułam woń jego perfum i ciepło. Pocałował mnie w głowę i nic nie mówiąc przytulił mnie do siebie jeszcze bardziej. Przykleiłam się do niego i uroniłam kilka łez.
On nie był normalnym mężczyzną. Był ideałem, których jest mało. Kto z mężczyzn po liście z takim nagłówkiem, by go nie otworzył i nie czekał na wyjaśnienia?
-Marco, wybacz... -wyszeptałam.
-Nie musisz nic mówić. Powiesz jak będziesz gotowa -powiedział i złapał moją dłoń.

############################## 
Ten sam czas (oczami Kevina)
Brałem relaksującą kąpiel i rozmyślałem nad tym co miało mieć miejsce w środę. Mecz z Napoli nie miał należeć do łatwych i wiedziałem, że cała drużyna musi nastawić się na to psychicznie. Nie wyobrażałem sobie Bayern'u, który ponownie wygrywa Champions League. Nie mogliśmy zawieść trenerów, rodziny, a przede wszystkim kibiców i samych siebie, dlatego każda wygrana miała znaczenie. Moje oderwanie od świata prywatnego przerwał dźwięk telefonu. Owinąłem się w ręcznik i ślizgając nogami po podłodze sięgnąłem z szafki i'Phona. Na wyświetlaczu pojawił się napis : Mario. W głowie miałem natychmiast tysiąc myśli, niepokojących myśli.
-Stało się coś ? -zapytałem zaraz po tym jak nacisnąłem Odbierz. 
-Tak. Daga powiedziała bym cię zawiadomił.
-Ale co się stało? -pytałem poddenerwowany
-Przyjedź to się dowiesz.
-Do Marco?
-Nie, do Monachium -powiedział sarkastycznie.
-Mario, cholera możesz przestać?! Stało się coś, czy sobie żarty robicie? -denerwowało mnie jego zachowanie
-To Aga robi sobie żarty. Od początku wiedziałem, że to dziwna kobieta... -zaczął ale mu przerwałem.
-Serio? Chcesz, żeby Marco się o tym dowiedział ? Napewno się ucieszy, że jego przyjaciel nie toleruje jego dziewczyny -wiedziałem jak go podejść, by zaczął mówić normalnie, ale nie tym razem...
-W końcu Marco przyzna mi rację.! Chociaż raz się nie myliłem- z jego tonu wywnioskowałem, że się cieszy.
-Nie ma to jak radość z czyjegoś nieszczęścia, nieprawdaż ? -zagadnąłem z ironią
-Dokładnie. Dobra, kończę, bo twoja dziewczyna chce żebym gadał ciszej, lub w ogóle.
-Y... co?
-Aga jest z Marco w salonie i albo nic nie mówią, albo twoja dziewczyna jest głucha... Ałć.! I potrafi mocno walnąć.
-Dobrze ci tak. Ale dobra, pogadamy jak już dojadę.
-Okey, do zobaczenia.
-No.
Rozłączyłem się i czym prędzej ruszyłem do pokoju włożyć na siebie jakieś ubranie. Wziąłem z szafy pierwsze, lepsze ubrania i założyłem. Biegałem po pokoju, jakby gonił mnie ogień. Gdy byłem już ogarnięty chwyciłem kluczyki od domu i BMW leżące na szafce. Włożyłem buty i czym prędzej wyszedłem z domu zamykając go na klucz. Później prosto do mojego auta i z piskiem opon odjechałem.
############################## 
Ten sam czas (oczami Agi)
Wciąż wtulona w chłopaka myślałam nad tym, czy mu teraz powiedzieć. Wiedziałam, że mogę mu zaufać i oczekiwać zrozumienia. Ale nie takiego i nie od niego... Bo tak naprawdę na naszej drodze  spotykamy wielu ludzi. Jedni pomagają nam zrozumieć problemy, inni tylko słuchają i pocieszają. Zdecydowanie wolę tą pierwszą grupę. Wolę być zrozumiana niż pocieszona, bo co mi pocieszeniu skoro dalej na sercu będę miała głaz? W wyznaniu przyjaciołom (poza Dagą, która wiedziała) prawdy powstrzymywała mnie obawa przed tym, że mnie nie zrozumieją, wysłuchają, potrząsną głową i powiedzą : wszystko będzie dobrze. Wiele razy to słyszałam, ale przez ostatnie lata, kiedy nie miałam kontaktu z Dagą, ponieważ przez pół roku miała komplikacje z przeprowadzką, nie zostałam zrozumiana. Wysłuchiwała mnie pani psycholog, ciocia, ale nikt nie powiedział mi : Słuchaj, każdy w życiu tak ma. Czasem wszystko się wali, a czasem buduje. Ale zrozum jedno, nigdy nie będzie tak jak byś chciała. Czasami popełniasz błędy i dopiero po dokonanym czynie uświadamiasz sobie, że to było bez sensu, głupie i żałujesz tego. Ja też mam takie problemy, więc świetnie cię rozumiem. Kiedyś nawet... blablabla... właśnie tego mi brakowało. Ale czy tego mogłam oczekiwać od Marco i Kevina? Bo od Mario, raczej nie...
W mgnieniu oka do mieszkania wszedł Grosskreutz.Tak się przestraszyłam, że aż odskoczyłam od Marco. Obydwaj patrzyli na mnie. Z ich mimiki twarzy wywnioskowałam, że chcieli by tak dużo powiedzieć, ale nie wiedzą jak. Sięgnęłam ręką po koc leżący na końcu narożnika i bez ładu się nim opatuliłam. Usiadłam wygodnie i wzięłam głęboki wdech ocierając dłonią łzy.
-Dobra... siadajcie. Muszę wam to w końcu powiedzieć.
-Nie musisz -powiedzieli równo.
-Muszę, bo nie chcę was dłużej okłamywać.
-Zawołać Dagę? -zapytał szeptem Kevin, jakby bał się w jaki kolwiek sposób odezwać
-Czemu nie? Ale Daga... ona wie.
-A Mario? -kolejne pytanie, tym razem ze strony Reus'a
-Nie wiem, czy... no bo... dobry pomysł ?
-Aga, ty nadal...?
-Nie.! Między nami okey, tylko, czy... mogę mu zaufać ?
Z jednej strony dobrze by było gdyby każdy z nich wiedział, a z drugiej obawiałam się reakcji Gotze'go. W końcu miałby świadomość, że miał rację. Jestem kłamczuchą i udaję kogoś kim nie jestem próbując zapomnieć o tym co było. Ale to naprawdę nie jest takie proste. Żałowałam tych czynów i nie wiem jakim cudem dałam się do tego namówić. Żałowałam, żałuję i będę żałować, rozpamiętywać to w nieskończoność...
-Możecie?! -krzyknął gospodarz do Malickiej i Gotze'go
-Idziemy, idziemy -odpowiedziała przyjaciółka wchodząc do salonu.
Mario usiadł obok Kevina, a Dagmara obok mnie. Poczułam jak wszyscy spoglądają w moją stronę. Czułam się trochę niezręcznie.
-To co nasza Agusia nawywijała ? -spytał gracz Monachium
Popatrzyłam na niego z żalem i złością. Nie chodziło już o ten porypany Bayern, ale o sam fakt jak mnie traktował. Ja, mimo że go nie lubię, to potrafiłabym wesprzeć go w takiej sytuacji, a on ? On nadal mnie nienawidził. Czyżbym powiedziała o tyle za dużo ?
-Aga -pomachał mi przed oczami.- Tu Ziemia.
Popatrzyłam na podłogę i stwierdziłam, że jest bardzo interesująca. Jednak wiedziałam, musiałam to powiedzieć teraz. Więcej takiej okazji mogło nie być.
-Więc... bo... ja, kiedyś... W pierwszej liceum. Daga miała wycinany wyrostek, nie było jej trzy tygodnie w szkole... to było po śmierci tamtej koleżanki, co ... co się utopiła. Znalazłam towarzystwo, albo raczej... oni mnie. Dali mi cukierki, konkretnie dwa... kazali zjeść... to były... to były narkotyki - po policzkach popłynęły mi łzy, a oddech przyspieszał. - Były tak mocne, że mało nie wylądowałam w szpitalu. Chcieli później pieniędzy. Nie miałam z czego im spłacić, więc dali propozycję... Albo popracuję dla nich przez tydzień, albo...
-No to twoje CV zapowiada się ciekawie -wyszeptał ze śmiechem Mario. 
-Gotze , zamknij się.! -zażądała Dagmara i wcisnęła się pomiędzy mnie,a Marco i przytuliła.
Wyczułam, że ona też płacze. To była najlepsza przyjaciółka pod słońcem. Gdy cieszyłam się ja, ona też. A gdy ja płakałam, płakała i ona. Łączyło nas coś więcej niż wspomnienia i wspólne wygłupy, łączyła nas więź, którą nazwałyśmy rodzinną. Ona była dla mnie jak siostra, jak aniołek, który podnosi mnie po upadku i karze walczyć. Była siostrą, o jakiej zawsze marzyłam.
-Dobra... opowiadam dalej...- wyszeptałam, a Malicka osunęła się ode mnie. -Więc... bałam się o własne życie... nie miałam im z czego spłacić. Nagrałam jedną rozmowę jak mi grozili i zmuszali do... Do trucia innych ludzi...Musiałam, nie miałam wyboru... Próbowałam się stawić, pobili mnie... więc, chodziłam z rana na rynek i sprzedawałam cukierki 7€ kilogram. Najbardziej bolało mnie jak kupowały je małe dzieci. Przecież to było straszne... wszystkie pieniądze dawałam im... Pewnego dnia zaszła do mnie policja... szczęście, że miałam to nagranie, bo inaczej... dłużej bym siedziała -popłakałam się ukrywając twarz w dłoniach.
-Co?! Siedziałam w więzieniu?! Dlaczego mi nie powiedziałaś?! -podniosłam głowę, a Marco wstał z łóżka i patrzał na mnie zaszklonymi oczami
-Musiałam nie rozumiesz?! Nie miałam wyboru.! -wykrzyczałam
-A policja? Dlaczego nie poszłaś?!
-Ta gromada mi groziła.! By mnie zabili.!
-A ty ćpałaś ? -wyszeptał
-Dwa razy, jak patrzyli. Jak nie to wyrzucałam to coś do śmietnika.
-Jak długo z nimi się kolegowałaś?
Denerwowały mnie te pytania. W ogóle cała sytuacja, powrót do głupiej przeszłości.
-Tydzień. Aż spłaciłam dług...
-Ile siedziałaś w więzieniu?
-Rok, miałam nagranie, więc siedziałam rok w więzieniu.
-Jak... dlaczego nie powiedziałaś?
-Bałam się.
-Nie ufasz mi? -spytał zdziwiony
-To nie tak... po prostu- nie wiedziałam co powiedzieć.
-Pogadamy później -powiedział, po czym wyszedł. 
Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Daga chciała mnie przytulić, ale wstałam z łóżka rzuciłam koc na podłogę.
-Aga, spokojnie. Przejdzie mu... -powiedział Grosskreutz zmierzając ku mnie.
-Dlaczego?! Dlaczego wszystko musi się walić?! Przecież to nie moja wina.! Pieprzona przeszłość.! Nienawidzę życia.! Nienawidzę.! -pobiegłam do drzwi
Dwójka przyjaciół w mgnieniu oka znalazła się przy mnie.
-Nie, nie idźcie za mną -poprosiłam miękkim głosem. - Chcę pobyć sama.
-Tylko nie zrób niczego głupiego- pouczył mnie Keivn.
-Pewnie, że nie zrobię. Z moją siostrą za godzinę idziemy do pracy. Spotkamy się na miejscu -wymusiłam uśmiech i wyszłam.
 
############################## 
Ten sam czas (oczami Kevina)
W życiu nie powiedziałbym, że Agnieszka mogła siedzieć w więzieniu, a co dopiero mieć doczynienia z narkotykami. Jednak widać po niej, ze tego żałuje, chce o tym zapomnieć. Nie rozumiem dlaczego Marco tak zareagował. Każdy popełnia błędy, ale musimy nauczyć się wybaczać. Miałem trochę wyrzuty, ponieważ nie powiedziała nam wcześniej, ale w sumie... Nie wiem czy bym o tym mówił na jej miejscu. Myślę, że Reus też to zrozumie i jej wybaczy.
Siedziałem z moją dziewczyną i Mario w salonie. Gotze właściwie chyba nie przejął się specjalnie tą sytuacją. Wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że się cieszy.
-Martwię się -wyznałem.
-Aga nie zrobi nic głupiego. Znam ją i wiem. Skoro powiedziała do zobaczenia w pracy, wszystko będzie w porządku -pocieszała mnie.
-Od początku wiedziałem... -zabrał głos mój były kolega z klubu.
-Mario.! -zwróciliśmy mu uwagę
-No dobra...
############################## 
Pół godziny później (oczami Agnieszki)
Byłam w domu i zmieniłam ubrania, ponieważ tamte były mokre od łez.
Z aparatem w ręku szłam do miejscowego klubu, w którym miała być huczna osiemnastka. Obawiałam się, że mogę być nieco rozproszona całą sytuacją, ale nie mogę przecież co chwila brać wolnego. Tym bardziej, że jutro idę do sądu.
Do pracy miałam jeszcze 40 minut. Wiem... miałyśmy być wcześniej, ale jakoś nie miałam na to ochoty.
W środku mnie trwała bitwa wielu myśli i różnych uczuć. Nie wiedziałam czy płakać, być na siebie wściekłą, czy mieć to gdzieś. Przyspieszyłam kroku i czując jak do oczu napływają mi łzy prawie nic nie widziałam. Szłam tak szybko, można by powiedzieć, mało co nie biegłam na ślepo. Do momentu gdy poczułam jak ktoś objął mnie w pasie. Nerwowo odskoczyłam od kogoś ocierając łzy.
-Marco?
-Zaczekaj... daj mi wyjaśnić. Przepraszam, że tak zareagowałem, ale wiem... Jejku jak by to ując -udał zamyślonego po czym znienacka mnie pocałował, wręczając mi do ręki ten przeklęty list. 
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
 Poświęciłam temu rozdziałowi dużo czasu i wydaje mi się całkiem, całkiem... :) 
.. myślę nad tym by zakończyć bloga na 40 rozdziałach... o ile tyle wymęczę .. ;P żeby nie było to już uprzedzam :)
Zostawiam rozdział waszej opinii i zapraszam do wypełniania ankiet  u góry po prawej stronie ;) 
DZIĘKI, ŻE CZYTACIE I POZDROWIONKA.! ;*
i jeśli to czytasz to proszę o komentarz, bo to naprawdę motywuje.! :)  



sobota, 5 października 2013

Rozdział 22

-Dzięki za wszystko -machnęłam ręką do Nuriego, który raczył odwieźć mnie do domu.
-Nie ma sprawy i pamiętaj co mówiła Tugba.
-Jasne. Jeszcze raz dzięki.
Zamknęłam drzwi samochodu Sahina i weszłam do domu.Przyjaciółka od razu ciepło mnie powitała.
-Gdzieś ty była?! Jest 14, a ty co? Martwiłam się.
-Jejku Daga, jak zwykle przesadzasz... -spoczęłam plackiem na kanapie w salonie.
-Kto cię odwiózł ? -pytała robiąc coś w kuchni
-Kochanek grający w Schalke -nabijałam się.
-A tak serio?
-Santana... hahaha!
-Aga!
-No dobra... Nuri. Gadałam z Tugbą jak sprawić by paparazzi się odwaliło.
-Aha.. i co ?
Prowadziłyśmy w końcu polski dialog. Jak mi tego brakowało.
-Mam się im narzucać.
-Znaczy...?
-Zobaczysz jak kogoś spotkamy. Wiesz, że jesteśmy w gazecie? -zagadnęłam spoglądając w sufit
-Tak, Kevin mi powiedział i kazał przekazać tobie, ale jak widać już wiesz -uśmiechnęła się.
Wstałam i poszłam do pomieszczenia, w którym przebywała przyjaciółka. Właśnie wstawiała coś do piekarnika. Schyliłam się patrząc przez szybkę. Ujrzałam... bakłażana? Zrobiłam dziwną minę i spojrzałam na Dagę. Ona jakby czytała w moich myślach.
-Ania dała mi przepis na nadziewanego bakłażana. 
-Nie ma tam mięsa prawda?
Bardziej wolę sałatki niż mięsne potrawy. Nie rozumiem jak można jeść mięso. Fakt, jem je, ale to tylko dlatego, bo jest to niezbędne do utrzymania zdrowego organizmu. Jednak nie przepadam za tym. Jak już, jem drób. Fu... na samą myśl, że mogłabym zjeść wieprzowinę, lub wołowinę robiło mi się nie dobrze.
-Bez, bez- oznajmiła Malicka.
-Super! -obdarowałam ją uśmiechem i wróciłam do salonu- A dlaczego nikogo tu nie ma?
-Nie wiem. Jak wyszłaś zostałam z Mario i gadaliśmy o tobie...
-Słucham szczegółów. Wszystko proszę.
-Ah.. no dobra. Więc tak... Mario zaczął mnie przepraszać i mówił, że nie chciał by tak wyszło, i takie tam. Ja mówię, że jesteś trochę wybuchowa, ale jak ochłoniesz to mu to wybaczysz i może nawet przyjmiesz ofertę.
-Mowy nie ma! -oburzyłam się
Jak oni w ogóle mogli tak pomyśleć? Miałabym pracować jako fotograf w klubie, którego nienawidzę? Serio? Jeszcze teraz, gdy wiedzą, że jestem z Reus'em? Nie wiedziałam, że moi przyjaciele chcą mnie zabić.
-Ale Aga, pomyśl. Jakbyś miała już do czynienia z fotografią tam to może później mogłabyś pracować u nas w Borussii.
Hm... coś w tym było. Nawet nie zły pomysł. Frau Fotografen Borussia Dortmund Agnieszka Majewska. Szybko pozbyłam się tej myśli gdy doszło do mnie, że na co dzień widywałabym twarze tych ... graczy Monachium.
-Dzięki, ale nie.
-Pamiętasz jak zawsze marzyłaś o tym by pracować w Borussii ? Założę się, że nadal o tym marzysz. Zawsze wpajałaś mi : Marzenia są najważniejsze, nigdy nie myśl o tym by je odrzucić! A sama to robisz.
-Dobra... przemyślę to- powiedziałam, bo zapewne nie dałaby mi spokoju.
W tym momencie usłyszałyśmy pikanie piekarnika, co świadczyło o tym, że obiad gotowy. 
-Fajnie. Dobra chodź pomóż mi z tym bakłażanem.
Wybuchłam śmiechem.
Gdy już kolacja była gotowa zaczęłyśmy konsumować nadziewanego bakłażana. Ja co chwilę się śmiałam.
-Z czego ty tak lejesz? -zapytała
-Z bakłażana. Hahaha...
-Yyyy...
-No powiedz, że cię to nie śmieszy. Ktoś do ciebie dzwoni, pyta co robisz a ty : Wydłubuję morele z bakłażana. Haha.!
-Hehe... Aga, co ty piłaś u Nurigo?
-Nie pamiętam.
-No i wszystko jasne. Jedziesz po zjedzeniu BAKŁAŻANA do Marco?
-A po co miałabym tam jechać?
-Może pomógłby ci podjąć decyzję?
-W porządku. Jedziesz też?
-Spoko.
Po zjedzeniu obiadu wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do samochodu Dagmary. Przekręciła kluczyk w stacyjce, po czym ruszyłyśmy do domu piłkarza.
-O masz nową kurtkę ? -spytała
-Wow... szybka jesteś.
Zaparkowałyśmy przy ogrodzeniu Marco i wysiadłyśmy z auta zamykając je. Skierowałyśmy się w stronę furtki. Obok niej była skrzynka na listy. Dostrzegłam, że wystaje z niej biała kartka. Przeczuwałam, że to koperta. Weszłyśmy do domu Marco bez pukania.
-Halooo! Jest tu ktoś?! -krzyczała Daga
Po chwili usłyszałyśmy szybkie schodzenie po schodach. Chwilę później przed nami stali dwaj mężczyźni.
-Siema - powiedzieli równo.
Czułam na sobie wzrok Mario. Przewidywałam co o mnie myśli. Niekoniecznie w tamtym momencie, ale ogólnie. Niewyrozumiała kretynka, która obraża się za byle co. Miałam jego opinię gdzieś, ale ze względu na Reus'a musiałam mieć z jego przyjacielem dobry kontakt. A przynajmniej nie dawać po sobie poznać, że się nie lubimy.
-Siadajcie -powiedział gospodarz.
Usiedliśmy na kanapie w salonie. Ja obok Dagi, a Mario obok Marco.
-Przyniosę coś do picia- powiedziałam idąc do kuchni.
-Pomogę ci -pośpiesznie poszedł za mną Gotze.
Przewróciłam oczami otwierając lodówkę. Wyjęłam schłodzoną wodę, a Mario otworzył szafkę i wyjął z niej cztery szklanki. Wręczyłam mu butelkę.
-Dobra, słuchaj. Nie przepadamy za sobą, ale nie chcę przez ciebie tracić moich dobrych relacji z Marco i ty zapewne też nie, więc udawajmy, że wszystko jest okey -wyszeptał nalewając wodę.
-Myślałam, że to wiesz, ale dobra...
-Myślałaś? Potrafisz?
-Tak i radzę ci to samo. Uwierz, nie boli.
-Skąd możesz wiedzieć, skoro... -nie dokończył, bo odezwała się Dagmara.
-Długo jeszcze?
-Nie, już idziemy -powiedziałam biorąc w ręce dwie szklanki.
Wróciliśmy na miejsca i każdy chwycił swój napój. Wzięliśmy po łyku i zaczęliśmy rozmowę.
-Przyjechałyśmy by porozmawiać o... ten, no... ekhem... -nie wiedziałam jak zacząć.
-Namówiłam Agę o przyjęciu propozycji jako fotograf Bayern'u, ale ona ma wątpliwości i stwierdziłyśmy, że może ty, Marco jej doradzisz- wyręczyła mnie Daga.
Mój chłopak podrapał się po głowie. Nic dziwnego. Z jednej strony dobrze, bo mogła to być moja przyszłość, ale z drugiej pozwolić swojej ukochanej osobie wyjechać ? Kłopotliwe, nawet bardzo. To tak jakby ktoś marzył o wyjeździe do np. Hiszpanii, ale warunek jest taki, że rzadko widuje swoją drugą połówkę. To decyzja, której nie idzie podjąć od tak. Ale dla Reus'a nie było to trudne.
-Aga, powiem tak. Jeśli chcesz, nie stanę ci na drodze. Podstawą w związku jest zaufanie i ja je mam- wyznał.
-JA-NIE-CHCĘ-TAM-JE-CHAĆ.! -postawiłam szklankę na stół -Ale z drugiej strony, jakbym miała takie doświadczenie to może byłabym później fotografem BVB...
-Ooo... codziennie na treningu widywałbym anioła? -poruszał brwiami
-Haha -szturchnął go w bok Gotze.- Zaraz po mnie.
-Osz kurcze! - krzyknął Marco -Przecież Mario jest singlem. Nieee... nie jedź -zaśmiał się.
-Jak to singlem? -zapytała Malicka
-Zerwałem z nią wczoraj wieczorem. Dajcie spokój... plastik po kilku operacjach plastycznych i pusta dziewczyna. Nie chcę takiej. Zresztą ona też nie kochała mnie. Właściwie nie wiem dlaczego byliśmy razem.
-Aha... ? -zabrałam głos -Więc mam pisać CV ?
-Mhm... I jedziesz ze mną do Monachium dwudziestego -powiedział MG19#
-Spoko. Hotel sama se zapłacę -wyprzedziłam wszelkie teksty.
-Możesz przecież mieszkać u Mario -zaproponował Marco patrząc na swojego przyjaciela, ten jednak wlepił wzrok we mnie.
Pokiwałam przecząco głową.
Najgorsze co mogło być to mieszkanie z tym debilem w jednym domu. Znoszenie jego codziennego widoku, jedzenie tego co on, słuchanie tej muzyki co on...Zastanawialiście się kiedyś jakby to było mieszkać ze swoim wrogiem w jednym domu i chodzić do tego samego punktu pracy co on ? Napewno nie była by to świetna wiadomość, wręcz przeciwnie. Przecież oszaleć by było można i Bóg wie co jeszcze.
-Em... nie, bo...y... Felix przyjeżdża i Fabian -wykręcał.
-Kłamiesz. Widać -powiedział Reus. -Dalej się nie lubicie ?
-Nie, skąd -powiedzielśmy równo.
-To dlaczego ... ?
-Dobra! Zamieszkam u niego!
Z jednej strony fajnie by było gdyby mnie przyjęli, ale z drugiej wolałam chyba, żeby mnie odrzucili.
Nastała chwila ciszy. Wymieniałam z Mario nienawistne spojrzenia i wtedy przypomniał mi się list w skrzynce gospodarza.
-Marco, masz jakiś list -powiedziałam.
-Pewnie z klubu -machnął ręką.
-Może lepiej przeczytaj ? -zaproponowała Daga
Wstał z kanapy i szybkim krokiem wyszedł z domu. Wstałam i odniosłam moją szklankę.
-Nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego ?! -krzyczałam z kuchni -Nie wiem, że mama przyjeżdża, albo Ann urodziła? Nie wiem co kolwiek ?
-Przestańcie! -krzyknęła przyjaciółka
-Trzeba było powiedzieć, że nie chcesz mieszkać w Monachium i by było po problemie -zignorował to.
Do mieszkania z powrotem wszedł rozbawiony Marco.Śmiał się tak, że ledwo oddychał. Ptrzyliśmy na niego nic nie rozumiejąc...
-Co tam masz? -zapytał Mario
-List... hahaha... list od twojej byłej! Hahaha.! -usiadł na podłogę trzymając brzuch
-Co? Dawaj czytaj! -zarządził Gotze
Wszyscy śmiejąc się usiedliśmy na łóżko ściskając Marco. W końcu każdy był ciekawy co będzie tam napisane. Odbiorca listu otwierając kopertę co chwila chichotał.
-Uwaga, czytam! - wyjął kartkę, wyprostował po czym przeczytał na głos -Drogi Marco, wiem, że może Ci się wydawać to dziwne, ale do Mario tak naprawdę nigdy nic nie czułam. Między nami nie było tej chemii, tego czegoś... I wiem o tym, że on też nic do mnie nie czuł. Jeśli teraz siedzi obok ciebie i czytacie to wspólnie, to proszę o jedno. GOTZE WYNOCHA.! Hahahaha... nie wierzę- zaczęliśmy się ponownie śmiać.- Gotze wynocha -wskazał palcem na drzwi.
-Oj dawaj. Czytaj dalej-mówił rozbawiony.
-Okey... haha... Można umrzeć ze śmiechu?
-Marco! -zabrzmiał nasz chórek
-Okey, okey... Jeśli już wyszedł (co jest mało prawdopodobne...;P) wiedz jedno: Zawsze Cię kochałam. Nasze pierwsze spotkanie pamiętasz? Byłeś w tedy na imprezie z Caroline, ale ja od początku wiedziałam, po tym naszym pierwszym spojrzeniu, że między nami coś będzie. Kocham Ciebie Marco.! Kocham.! Zawsze kochałam, kocham i będę kochać. Wiem, kręci się w okół wiele dziewczyn zwłaszcza ta... Agnieszka -.-'' , ale jak kocha to poczeka. A ja poczekam tyle ile będzie trzeba. Pomyśl nie brzmi pięknie : Hahaha... jesteście gotowi ? -ponownie przerwał
-Czytaj! -ponownie trzygłosowy chórek
-Pomyśl, nie brzmi pięknie: Ann Kathrin Reus ? ;* Liczę na Twoją odpowiedź. A i przeproś ode mnie Mario ;) Do zobaczenia kiciakuuu ^^ Mrr.... :D Your Ann ;*
Dosłownie leżeliśmy na podłodze. Rozwalił nas ten list na maxa. Serio? Jak można być tak głupim ? Zrywać z chłopakiem i brać się za jego przyjaciela? Może niech spróbuje z wodą. Coś je łączy... plastik (Ann jest po kilku operacjach plastycznych). Romana dziewczyna, mimo że również jest modelką, jakoś tak nie wygląda i zachowuje normalnie. Nie wiem w ogóle skąd zawodnik Bayern'u wytrzasnął taką kobietę.
-Marco, coś tu leży -podniosła kolejną kopertę z podłogi Daga.
-Upominek od Ann ? -zaciekawił się
-Chyba nie... spójrz, nie ma nadawcy ani odbiorcy tylko napis... -spojrzała na mnie przerażona.
-Jaki napis? -wyrwałam jej kopertę z rąk i nie wierzyłam w to co na niej widniało. -Nie wierzę...
Opadłam na kanapę czując jak świat przed oczami zanika. Chwyciłam pierwszą, lepszą szklankę i napiłam się wody. Mario wziął ode mnie list.
-Aga, o co chodzi? -spytał
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
No i mamy 22 ... :D wybaczcie, że dodałam dziś , a powinien być 10 , aleee się wyrobiłam ;)
Pozdrawiam i czekam na krytykę ;)
A i jak myslicie co będzie w liście, którego aż tak przestraszyła sie Aga... ? :D ^^
BUZIAKI I DZIĘKI ZA PRAWIE 4000 WYŚWIETLEŃ .! :]
Jesteście wielcy .! <3 ;*